Wprawdzie wakacje dobiegają końca, ale my jeszcze jesteśmy przed urlopem. Już nie mogę się doczekać bo w tym roku postanowiliśmy się wybrać nad Adriatyk. Malutka Zuzia, może jeszcze nieświadoma, ale od najmłodszych lat będzie podróżować i poznawać świat, a przynajmniej póki co Europę. Chorwacja na szczęście nie jest jeszcze tak droga jak na nasze warunki więc właśnie tam spędzimy urlop.
Oczywiście jako młoda mama jestem teraz przewrażliwiona i czytam każdą znalezioną w sieci informację dotyczącą podróży z małymi dziećmi. Chcę się przygotować na każdą możliwą ewentualność. Jeżeli przeżyjemy tą podróż to ze wszystkim damy sobie radę :) Osobiście potrzebuję właśnie takiego odpoczynku - poleżenia na plaży, zażycia kąpieli słonecznych i tego klimatu. Ostatnio niewiele mam okazji żeby odpocząć i tam zapewne też nie będę mogła w pełni się zrelaksować, ale w końcu to wakacje.
Póki co mój mąż zajmuje się wszelkimi przygotowaniami. Na szczęście mogę na niego liczyć w każdej sprawie. Wyrobienie dowodu dla Zuzi mamy już za sobą i teraz chce wykupić ubezpieczenie na wyjazd do Chorwacji. Jest to dla nas bezsprzeczna kwestia i nie wyobrażamy sobie pojechać na wakacje bez wykupienia polisy turystycznej. W ogóle odkąd na świecie pojawiła się malutka, kwestia bezpieczeństwa stała się o wiele ważniejsza. Jest to nasze oczko w głowie i wszystko dostosowujemy pod nią.
Myślę, że więcej informacji i wrażeń za kilka tygodni, kiedy już wrócimy zadowoleni, opaleni i wypoczęci. Oby wszystko poszło po naszej myśli :)
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
poniedziałek, 20 października 2014
Witaminami we wredną jesień!
I znowu minęło trochę
czasu – a jesień w pełni i zaczyna być nieprzyjemnie. Wietrznie,
deszczowo, chłodno... a do tego dni coraz krótsze.
Staram się bardziej niż
zwykle zwracać uwagę na to, co z całą rodziną jemy – w końcu
nawet najlepsze ubezpieczenie posagowe dla dzieci nie zastąpi Zuzi
zdrowych rodziców :).
Na szczęście bardzo dobrze
udały mi się w tym roku warzywa – wraz z moją Mamą walczymy o
jak najlepsze ich zachowanie. Piwnica stała się dużo bardziej
ciasna – skrzynie i słoiki wyparły nawet część narzędzi
Janka, więc wysłuchałyśmy kilku gderliwych uwag o marchewce,
selerze i burakach... jakby ktokolwiek brał je na poważnie :).
Zuzia póki co czeka –
dopiero za miesiąc będzie mogła skosztować tych delicji, a póki
co – korzysta z tego, co ja zjem :). A jemy coraz barwniej – i
nawet w porównaniu z latem. Zainwestowaliśmy w parowar, który
powoli przełamuje mężowe opory co do warzyw – oraz wyciskarkę
do soków, która opory te całkowicie rozbiła.
Dlaczego wyciskarkę, a nie
sokowirówkę? Przede wszystkim dlatego, że nie rozgrzewa
niepotrzebnie soku i nie napowietrza go – nasza ma 80 obrotów na
minutę, podczas gdy w sokowirówkach mamy prędkości rzędu
kilkunastu tysięcy obrotów, różnica jest więc kolosalna – sok
zachowuje wszystkie swoje właściwości, nie pieni się i smakuje
tak, jak powinien smakować!
No i wyciskarka, mimo
niższej mocy, potrafi wycisnąć więcej soku i to z rzeczy, co do
których nawet nie wiedzieliście, że można – my próbowaliśmy
już ziarna zbóż i ziół, ciekawym eksperymentem były kłącza
imbiru :).
Fakt faktem, była droga –
ale zdrowie nie ma podobno ceny, a ułatwienie w przygotowywaniu
nalewek wystarczyło, by przekonać Janka ;).
No i żeby nie być
gołosłownym – dzisiaj na obiad "uparowana" ryba, góra
selera i marchewki oraz doskonałe brokuły – a wszystko z
dodatkiem soku z jabłek i buraków.
czwartek, 2 października 2014
W górę!
Jesień w pełni – taka
trochę zmienna, ale to nie szkodzi, bo właśnie w ubiegły weekend
zaskoczyła nas prawdziwie letnią pogodą. Było po prostu zbyt
pięknie, by siedzieć w domu – zapakowaliśmy więc trochę
prowiantu, zapasowe pieluszki (Zuzia lubi urządzać nam
niespodzianki, ale póki co ma niewielki repertuar...) oraz Naszą
Główną Bohaterkę wraz z zestawem ciepłych ubranek, wózkiem i
chustą – i po prostu wyszliśmy z domu.
Większość życia
spędziłam w cieniu Ślęży – i od dziecka uwielbiałam na niej
być. Wiedzieliście, że jest na niej jeden z najsilniejszych w
Polsce i na świecie Czakramów – a więc miejsc, w których nasza
Ziemia najkorzystniej na nas wpływa? To po prostu nie-sa-mo-wi-te,
jak dobrze potrafi się czuć człowiek po nawet krótkim tam pobycie
– a my przecież nie zamierzaliśmy być tam krótko :).
Najwspanialsze w Ślęży
jest to, że jest tak bardzo różna – można na nią wejść z
wózkiem, a można też przeżyć emocje związane nieomalże ze
wspinaczką. Ja wciąż odkrywam tam nowe, piękne miejsca. Nie
wszędzie możemy jeszcze wziąć Zuzię – więc zabawiliśmy się
w mieszczuchów i wybraliśmy trasę dla średnio rześkich emerytów
i młodych rodziców :).
Na parkingu pojawiały się
już pierwsze samochody z wrocławską rejestracją, Zuzia dzielnie
spała – a my szliśmy. Obudziła się przy posągach – i
wyraźnie jej się podobały. Podobnie jak drzewa i liście – i
motyl, który błąkał się między nimi. Pogoda była po prostu
cudowna – a Zuzia niesamowicie skupiona i dzielna. W pewnym
momencie zaczęła cicho coś do siebie gaworzyć – ale nie
zapłakała ani razu!
Godziny mijały jak szalone
– a my stanęliśmy na szczycie. Trochę wiało – ale nie czułam
jeszcze chłodu zimy, słoneczko zaś robiło, co mogło. Jeszcze
tylko poklepanie Niedźwiedzia, szybki posiłek – i wyruszyliśmy z
powrotem, omijając wspinające się z determinacją staruszki z
kijkami i bladych z wyczerpania mieszczuchów ;).
Wycieczka była wprost
niesamowita, Zuzia zachwycona – a ja nie mogę się doczekać,
kiedy zacznie wspinać się z nami na własnych nóżkach.
piątek, 19 września 2014
Zuzia się uczy
To niesamowite, jak mało mam czasu na
napisanie nawet kilku słów. Zuzia, nawet śpiąc, potrafi skupić
na sobie całą uwagę – tak jakby była prawdziwym centrum
świata... którym w końcu przecież jest :).
Uwielbia słuchać naszych głosów –
chociaż kilka razy musiałam Maćkowi wytłumaczyć, że niektóre
jego piosenki nie nadają się dla dziecka. Mała jeszcze nie mówi,
ale kto wie, co zostanie jej na przyszłość :).
Coraz chętniej sięga po wiszące nad
jej głową zabawki – staramy się układać ją w otoczeniu wielu
intrygujących, kolorowych i bezpiecznych przedmiotów, a Ona zawsze
reaguje – zupełnie jak (podobno) ja w jej wieku :).
Całe życie przed nią – i
chciałabym zapewnić jej jak najlepsze warunki do jego realizacji.
Patrząc na to, jak chętnie się teraz uczy, jestem wręcz
przekonana, że będzie chciała studiować – i kto wie, jak daleko
w tym zajdzie... Nie będzie problemu, jeżeli wybierze Wrocław
(cały czas myślimy nad kawalerką), ale na Wrocławiu świat się
nie kończy – a ja nie pozwolę, by coś stanęło jej na drodze.
Myśleliśmy o lokacie – ale większe
chyba zaufanie mamy do towarzystw ubezpieczeniowych, skorzystaliśmy
więc ze strony o ubezpieczeniach by dobrać odpowiednią dla Zuzi polisę.
Jestem pewna, że mój mały skarb
zmieni świat na lepsze!
czwartek, 4 września 2014
Dlaczego Zuzanna, a nie Dzierżka?
Przeszukując informacje w internecie dowiedziałam się, że już jedna mama miała taki pomysł :) Imię zostało niestety zaopiniowane negatywnie przez Radę Języka Polskiego. Rada ma tylko funkcję doradczą - ostateczny głos przypada urzędnikowi w USC.Zbitka spółgłoskowa -rżk- jest praktycznie niewymawialna dla obcokrajowców. Oryginalne imiona też są niekiedy źle odbierane przez ludzi
Na początku nie chcieliśmy znać płci naszego dziecka. W piątym miesiącu z naszymi pragnieniami wygrała jednak ciekawość i pragmatyzm ;) I nie chodziło o kolor wyprawki - osobiście sądzę, że różowe rzeczy dla dziewczynek i niebieskie dla chłopców to słaby pomysł... Po prostu nie mogliśmy się doczekać :)
Uwielbiam staropolskie imiona, dlatego zastanawialiśmy się poważnie nad imieniem Dzierżysława, zdrobnienie to Dzierżka - była taka bohaterka w jednej z książek Sapkowskiego ;) Imię jest pochodzenia staropolskiego i odnajduje się je w niewielu źródłach.
Mama, która pisała do Rady, postanowiła jednak nadać dziecku imię Zuzanna. Trochę się nią inspirując - również postanowiliśmy dać tak córce na imię :) Zuzanna to imię pochodzenia biblijnego, od słowa szoszan, co znaczy 'lilia'.
A Wy - co sądzicie o takich oryginalnych imionach jak Dzierżysława? Nazwalibyście tak dziecko? :)
piątek, 29 sierpnia 2014
FAQ o ubezpieczeniu posagowym :)
Wrócę do tematu, który poruszałam już kilka razy, a mianowicie ubezpieczenia posagowego. A to dlatego, że trafiłam ostatnio w sieci na świetny artykuł odpowiadający na najczęściej zadawane pytanie o ubezpieczenie dzieci :) Jeśli chcecie przeczytać całość, możecie go znaleźć na stronie ubezpieczonedziecko.pl - mojej ulubionej o tej tematyce ;)
Nie jestem specjalistką w kwestii ubezpieczeń, dlatego Was tam odsyłam ;) na stronie znajdziecie wszystkie potrzebne Wam informacje.
Często słyszy się w mediach, że ludzie, których rodzice wykupili polisę posagową, dostali potem śmiesznie niską kwotę odszkodowania. I rzeczywiście, jest to prawda... Ale to już nieaktualne! W okresie PRL-u nastąpiła hiperinflacja, przez którą wartość pieniędzy odłożonych na poasagówce znacznie zmalała. Ekonomiści raczej nie przewidują załamania się systemu finansowego kraju ;) Nie sądzę więc, żeby wykupowanie ubezpieczenia dla dzieci mogło być w jakikolwiek sposób niebezpieczne.
Zresztą - informacje na stronie Rzecznika Ubezpieczonych wskazują na to, że agencje ubezpieczeniowe i tak wypłacają ludziom pokrzywdzonym przez inflację wyższe odszkodowania. Widzicie więc - to nie żadne ryzyko ;)
Jestem ciekawa, co Wy sądzicie o tym wszystkim. Zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach! :)
Nie jestem specjalistką w kwestii ubezpieczeń, dlatego Was tam odsyłam ;) na stronie znajdziecie wszystkie potrzebne Wam informacje.
Często słyszy się w mediach, że ludzie, których rodzice wykupili polisę posagową, dostali potem śmiesznie niską kwotę odszkodowania. I rzeczywiście, jest to prawda... Ale to już nieaktualne! W okresie PRL-u nastąpiła hiperinflacja, przez którą wartość pieniędzy odłożonych na poasagówce znacznie zmalała. Ekonomiści raczej nie przewidują załamania się systemu finansowego kraju ;) Nie sądzę więc, żeby wykupowanie ubezpieczenia dla dzieci mogło być w jakikolwiek sposób niebezpieczne.
Zresztą - informacje na stronie Rzecznika Ubezpieczonych wskazują na to, że agencje ubezpieczeniowe i tak wypłacają ludziom pokrzywdzonym przez inflację wyższe odszkodowania. Widzicie więc - to nie żadne ryzyko ;)
Jestem ciekawa, co Wy sądzicie o tym wszystkim. Zapraszam do wyrażania opinii w komentarzach! :)
piątek, 22 sierpnia 2014
Gdy Zuza będzie duża...
Zuzia ma na razie 3 miesiące, jest naszą małą, słodką kuleczką. Aż serce się kraje, gdy pomyślę sobie, że kiedyś wyjedzie na studia, zacznie dorastać, przechodzić bunt związany z okresem dojrzewania... Ale trzeba wziąć się w garść! Rodzice zawsze muszą pomagać dzieciom.
Wymyśliliśmy z mężem kilka opcji na to, jak zabezpieczyć przyszłość Zuzy. I zamierzamy zrealizować większość z nich :) Wiadomo, są to plany baaardzo dalekosiężne... Z niektórymi musimy się pospieszyć, inne mogą trochę poczekać ;)
Czekać na pewno nie chcemy, jeśli chodzi o ubezpieczenie dziecka. Pisałam już trochę o tym, ale przypomnę :) To taka polisa, która umożliwia jednocześnie wypłatę odszkodowania w razie śmierci rodziców i zebranie kapitału na start dziecka w przyszłość. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej, niezmiennie polecam stronę ubezpieczonedziecko.pl :)
Mieliśmy wcześniej pomysł, żeby założyć lokatę dla Zuzi. Ale stwierdziliśmy, że samo ubezpieczenie posagowe wystarczy :) Nie dość, że spełnia takie funkcje jak lokata, to jeszcze dochodzi do tego ubezpieczenie życia. Wiem, że odłożymy mniej pieniędzy... Ale co będzie, gdy nas zabraknie? Nie możemy przewidzieć wszystkiego!
Myślimy też o inwestycji w nieruchomość. Chcielibyśmy kupić kawalerkę we Wrocławiu i wynajmować ją studentom - to dodatkowe źródło dochodu. A kiedy mała będzie chciała wyjechać na studia, może tam zamieszkać :) Mamy odłożonych trochę oszczędności. Sądzimy, że to dobra decyzja :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)