Subscribe:

poniedziałek, 20 października 2014

Witaminami we wredną jesień!

I znowu minęło trochę czasu – a jesień w pełni i zaczyna być nieprzyjemnie. Wietrznie, deszczowo, chłodno... a do tego dni coraz krótsze.

Staram się bardziej niż zwykle zwracać uwagę na to, co z całą rodziną jemy – w końcu nawet najlepsze ubezpieczenie posagowe dla dzieci nie zastąpi Zuzi zdrowych rodziców :).
Na szczęście bardzo dobrze udały mi się w tym roku warzywa – wraz z moją Mamą walczymy o jak najlepsze ich zachowanie. Piwnica stała się dużo bardziej ciasna – skrzynie i słoiki wyparły nawet część narzędzi Janka, więc wysłuchałyśmy kilku gderliwych uwag o marchewce, selerze i burakach... jakby ktokolwiek brał je na poważnie :).

Zuzia póki co czeka – dopiero za miesiąc będzie mogła skosztować tych delicji, a póki co – korzysta z tego, co ja zjem :). A jemy coraz barwniej – i nawet w porównaniu z latem. Zainwestowaliśmy w parowar, który powoli przełamuje mężowe opory co do warzyw – oraz wyciskarkę do soków, która opory te całkowicie rozbiła.

Dlaczego wyciskarkę, a nie sokowirówkę? Przede wszystkim dlatego, że nie rozgrzewa niepotrzebnie soku i nie napowietrza go – nasza ma 80 obrotów na minutę, podczas gdy w sokowirówkach mamy prędkości rzędu kilkunastu tysięcy obrotów, różnica jest więc kolosalna – sok zachowuje wszystkie swoje właściwości, nie pieni się i smakuje tak, jak powinien smakować!

No i wyciskarka, mimo niższej mocy, potrafi wycisnąć więcej soku i to z rzeczy, co do których nawet nie wiedzieliście, że można – my próbowaliśmy już ziarna zbóż i ziół, ciekawym eksperymentem były kłącza imbiru :).

Fakt faktem, była droga – ale zdrowie nie ma podobno ceny, a ułatwienie w przygotowywaniu nalewek wystarczyło, by przekonać Janka ;).


No i żeby nie być gołosłownym – dzisiaj na obiad "uparowana" ryba, góra selera i marchewki oraz doskonałe brokuły – a wszystko z dodatkiem soku z jabłek i buraków.


0 komentarze:

Prześlij komentarz